Lekcje skończyły się przed lunchem, o 11:30. Później były występy dzieci - laotańskie tańce i piosenki. Najciekawszą częścią tego dnia było rozpakowywanie prezentów, a prezenty były bardzo oryginalne ;) Przede wszystkim, wartość prezentów różniła się drastycznie - od myślę 5 tyś kipów (2 zł) do powiedzmy 150 tyś kipów (60 zł). Choć większość prezentów była tak nietrafiona jak tylko to możliwe to i tak zabawa przy rozpakowywaniu była doskonała - parę razy popłakałam się ze śmiechu. Naprawdę, niektórzy rodzice (bo to oczywiście oni kupują te wszystkie prezenty) dali się ponieść wyobraźni.... ;)
Tak wyglądało moje biurko w pokoju nauczycielskim :)
A teraz zaczynamy prawdziwą zabawę! Z racji oryginalności tychże prezentów, postanowiłam niektóre wyróżnić ze względu na emocje jakie mi przysporzyły.... ;)
Zacznę od prezentu, który po rozpakowaniu chciałam jak najszybciej schować. Przyczyna - nie wiedziałam jak zareagować. Zanim jednak prezent trafił z powrotem do swojej pięknej torebeczki, został zauważony przez laotańskie nauczycielki siedzące ze mną w pokoju nauczycielskim. Rozległo się "Teacher, nam laj, nam laj" (nam laj - bardzo ładne, tudzież piękne). Cóż z uśmiechem na twarzy odpowiedziałam Yeah, nam laj... W mojej głowie tym czasem huczało "Co do cholery???" Tak więc prezent ten zdobywa pierwsze miejsce w kategorii "Co do cholery?" :D
Uprzedzę Wasze pytanie - Co zrobić z czymś takim?
Otóż materiał jest dosyć chłonny, a że w łazience prysznic mi czasem przecieka... no to wiecie.. :)
Następny prezent wygrywa w kategorii "Bardzo chciałam zrobić wrażenie na nauczycielu i .....i prawie mi się udało" :D
Luksusowa torebka z francuskiego domu mody prosto z lokalnego centrum handlowego :)
Podobno Louis Vuitton starannie wybiera największe gwiazdy do swoich kampanii,
więc wszystko się zgadza :D Znana Wam wszystkim Aleksandra
będzie prezentować najnowszą kolekcję Louisa w Laosie :D
Żeby nie było wątpliwości ;)
Kolejny prezent wygrywa w kategorii "Zadbam o swojego nauczyciela"
Trzeba powiedzieć, że to chyba też najbardziej oryginalny prezent.
Wyjaśnienie - zdjęcie poniżej :)
Witaminki dla chłopczyka i dziewczynki!
Nauczyciel ma słaby wzrok - kurde skąd wiedzieli? :)
Długo zastanawiałam się, co znaczy następny prezent. Moje głębokie rozmyślania doprowadziły mnie do wyróżnienia tego podarunku w kategorii "Teacher lubię Cię, ale szkoda mi kasy"
Szybko wyjaśniam, że prezentem był tylko proszek.
Mydło położyłam, żebyście mogli zrozumieć "skalę" tego prezentu ;)
Dodam, że proszek był w dużym opakowaniu, którego większość była wypchana jakimiś papierami :D
Czas na numer 1 w kategorii "Największa tandeta"
Plastikowa ramka na zdjęcie.
W sumie to dobrze pasuje też do poprzedniej kategorii ;)
Myślę, że wystarczy tych wyróżnień. Naturalnie pozostałe prezenty też są niczego sobie, a niektóre nawet mi się podobają.
Ciuchy:
Materiał na laotańską spódnicę - prawdopodobnie uszyję sobie z niego kieckę do pracy :)
Jak będzie gotowa to się zaprezentuję
Hmmm, koszulka do spania? ;)
Oddam w dobre ręce :D
Dwa guziki odpadły przy transporcie ;)
A tu marynarska bluzeczka - niestety jakaś taka mała i krótka ;)
Może na Maję będzie dobra? :)
A tu chusty laotańskie.
Przydają się jak jesteśmy w klimatyzowanym pomieszczeniu.
Może w zimę też ubiorę, żeby okryć ramiona :)
Apaszki - nie bardzo wiem co zrobić z takimi małymi kawałkami materiału...
Jakieś propozycje? :)
A tu kolejny materiał na spódnicę laotańską -
trochę nie mój styl, nawet ten laotański ;)
Kosmetyki i chemia:
Przyda się :)
:)
To dwa różne prezenty -
Mam zapas mydła na rok ;)
Artykuły spożywcze:
Nie ma śmiechu -
taki sok przynajmniej 15 tyś kipów :)
Całkiem dobre ciasteczka -
takich opakowań dostałam dwa :)
Inne:
Szklanki prosto z Tajlandii -
na zdjęciu 2 prezenty. Od jednego ucznia 3 szklaneczki,
od drugiego 6. W sumie dziewięć, jak się okazuje, takich samych szklanek -
kuchnia wyposażona ;)
Stylowa laotańska torebeczka -
szkoda, że mój portfel w środku się nie zmieści ;)
Ramka na zdjęcia i pozytywka w jednym!
Pozytywka z muzyką Chopina :)
Zegar - na szczęście jest bardzo mały (mieści się w dłoni),
więc nie zagraci za bardzo mieszkania :P
To tyle tych prezentów. W sumie naliczyłam ich 27.
Po południu, o 17, moja szkoła zorganizowała "party". Ja bardziej nazwałabym to piknikiem, bo "impreza" odbyła się na boisku szkolnym. W sumie to nie byłoby o czym pisać, bo ani jedzenie nie było jakieś dobre, ani nawet BeerLao nie podali. No właśnie, nie byłoby o czym pisać, gdyby nie losowanie, w którym brali udział wszyscy nauczyciele. Manager zapisywał wszystkich przybyłych, a potem umieszczał numerek każdego w pudełku do losowania. Ja z moją koleżanką dotarłyśmy ostatnie, lekko spóźnione. Mój numer był przedostatni, a było ok 60 nauczycieli. Tak więc, ja tu sobie jeszcze jem (bo byłam spóźniona o jakieś pół godz) a manager już zaczyna losowanie. I kogo imię padło pierwsze? Ha, moje! Manager powtórzył moje imię trzy razy, zanim je usłyszałam. No to będzie kasa na bilet do Wietnamu, myślę sobie, bo nagrody pieniężne miały być. Losuję jedną z 3 kopert i wyciągam kawałek papieru z wydrukowaną sumą, czyli moją wygraną. Patrzę i patrzę i nie wierzę, że tak mało tych zer - 150 000 kipów. Wygląda nieźle? Taaa, szkoda tylko, że to zaledwie 60 zł. No cóż będzie parę drinków wieczorem. Pozostałe dwie nagrody, które zgarnęły 2 laotańskie nauczycielki, to 100 000 i 200 000 kipów. Uplasowałam się więc na 2 miejscu ;)
0 comments:
Post a Comment