Zacznijmy od tego jak się dostać z Vang Vieng do Wientianu i odwrotnie. Autobusy z Wientianu kursują kilka razy dziennie. Odjeżdżają z dworca w centrum miasta przy Talat Sao. Obecnie cena za bilet od osoby wynosi 40 tyś kipów (16 zł). Można też pojechać minivanem. Jak tylko znajdziecie się na dworcu, to dopadną was kierowcy pytając gdzie jedziecie. My zdecydowaliśmy na minivana. Utargowana cena to 130 tyś za naszą trójkę. Kierowca zapewnił nas, że nie będzie żadnych przystanków i zajedziemy w 3,5 godz. Przystanki były, bo albo ktoś wysiadał, albo wsiadał, albo chciał siku, albo wymiotował. W połowie drogi zaczynają się góry i trasa robi się baaardzo kręta. Mnie osobiście to zupełnie nie przeszkadza (sama z gór pochodzę!:)), ale dla wielu osób podróż bywa męcząca. Myślę jednak, że widoki zdecydowanie rekompensują trud podróży - jest bajecznie!
W drodze powrotnej też jechaliśmy minivanem, bo w autobusie nie było już miejsca (ostatni autobus do Wientianu odjeżdża o 14). W mieście bilety sprzedają co parę metrów, więc nie ma problemu. Za 40 tyś kipów kupujemy bilet, a w cenie jest również pick-up z waszego hostelu (dworzec jest trochę za miastem). Podróż powrotna zajęła nam 3 godziny - nie było żadnych postojów. Jedyny minus, to że autobusy czy minivany nie jeżdżą do dworca przy Talat Sao (który jest w centrum miasta) tylko zajeżdżają na północny dworzec, z którego trzeba tuk-tukiem dostać się do centrum.
Co robić w samym Vang Vieng? Możliwości jest naprawdę sporo! Biura podróży oferują przeróżne wycieczki i atrakcje, więc nie sposób się nudzić. O tym, że można pływać kajakami lub wybrać się na tubing na rzece Nam Song już pisałam. Czy wybierzecie jedno czy drugie, zabawa na pewno będzie doskonała, a widoki zapierające dech w piersiach.
Vang Vieng słynie też z wielu pięknych jaskini. Najpopularniejsze to jaskinia Tham Chang, u stóp której można popływać w błękitnej rzeczce. Woda wpływa również do jaskini, więc zabawa na całego!
Kolejna (moja ulubiona) to jaskinia Tham Phu Kham, przy której można popływać w przecudownej błękitnej lagunie. Do wody można skakać z drzewa lub jak tarzan bujając się na linie ;) Nie muszę chyba pisać jaka to frajda! Do obu miejsc można pojechać tuk-tukiem lub wynajętym motocyklem (cena za wynajem to 60 tyś kipów za dzień).
Warto również wybrać się na jedno-dniowy trekking, gdzie oprócz obcowania z naturą, zwiedzicie parę innych jaskiń (np. Tham Sang, Tham Loup, Tham Hoi, czy Tham Nam). Trekking często połączony jest ze spływem kajakami - taką opcję wybraliśmy w zeszłym roku i było genialnie. Korzystaliśmy z biura, które jeśli dobrze pamiętam nazywa się Wonder Tours.
Dwa tygodnie temu, kiedy wyjechaliśmy do Vang Vieng w planie mieliśmy wybrać się do mojej ulubionej Tham Phu Kham. Jakieś było moje zdziwienie kiedy kierowca tuk-tuka, z którym negocjowałam cenę zapytał mnie o wodospad! Wodospad?, pytam. W Vang Vieng? Tak, 7 km od miasta. W moim (naprawdę dobrym przewodniku!) nic o wodospadzie w Vang Vieng nie ma. Pomyślałam, że warto jednak pojechać i zobaczyć. Spodziewałam się małego prysznica, a tu ukazał mi się ogromny 20 metrowy wodospad z prawdziwego zdarzenia (wysokość zgaduję :)). Robi wrażenie. Kąpiel pod takim wodospadem to coś wspaniałego, zwłaszcza przy 30 stopniowym upale. Woda cudownie chłodziła, a wodospad był niczym potężne bicze wodne. Spędziliśmy tam jakieś 2 godziny i szczerze mówiąc mogłabym tam siedzieć cały dzień! Oczywiście wokół piękna tropikalna zieleń. Wodospad nazywa się Kaeng Nyui Waterfall. Październik to końcówka pory deszczowej, więc nie potrafię powiedzieć jak wodospad prezentuje się np. pod koniec pory suchej - warto zapytać w jakimś biurze turystycznym. Ja byłam zachwycona i polecam!
Wokół latały piękne motyle
Oczywiście nie ograniczajcie się do tego co tu piszę. To są tylko moje rekomendacje, oparte na tym co sama widziałam. Warto wynająć motor i samemu trochę po-eksplorować!
Gdzie nocować i czy trzeba wcześniej robić rezerwację.
Osobiście nigdy rezerwacji nie robiłam i ze znalezieniem noclegu nie było problemu. Jeśli jednak wybieracie się w grudniu w okresie Świąt, lub w kwietniu na Pi Mai (Laotański Nowy Rok) może warto coś wcześniej zabukować.
Jeśli chodzi o rekomendację jakiejś fajnej noclegowni to szczerze polecam Popular View Guesthouse. Niektóre pokoje mają balon i okna z widokiem na rzekę i góry - coś wspaniałego! Zanim jednak się zdecydujecie to obejrzyjcie pokoje, bo są i takie które mają widok na ścianę budynku obok... Jeśli jednak będzie dostępny pokój taki jak nasz to brać! My płaciliśmy 100 tyś kipów za pokój z łazienką i trzema łóżkami. WiFi działa niestety tylko na dole w recepcji.
Popular View Guesthouse
Taki widok jest z łóżka :)
Rankiem na balkonie - cudnie
Zachód słońca z naszego balkonu
Samo miasteczko jest dosyć komercyjne, na co niektórzy turyści narzekają. Jeśli więc spodziewacie się tylko bambusowych chatek i esencji Laosu, to nie w Vang Vieng. W mieście powstają pensjonaty i hotele. Jest całe mnóstwo knajpek, gdzie można dosłownie leżeć, zajadać się zachodnim jedzeniem (laotańska kuchnia też oczywiście jest) i oglądać "Przyjaciół", "Family Guy" lub "South Park" na wielkich plazmach. Komercha? Może. Ale ja uwielbiam Vang Vieng, między innymi dlatego, że jest tak inne od Wientianu. Lubię leżeć przez parę godzin w knajpie, popijać beerlao, zajadać się pizzą lub hamburgerem i oglądać 10 odcinków "Przyjaciół" pod rząd :)
Wiem, że wiele osób szuka informacji o "happy pizza" w Vang Vieng. Co to jest happy pizza? Otóż jest to pizza ze specjalnym dodatkiem (do wyboru trawka, grzybki, opium). Happy może być nie tylko pizza, ale także shake czy herbata. Podobno jeszcze kilka lat temu happy restauracje były co krok w mieście, również na trasie spływu kajakami czy tubingu. Jednak zbyt wielu idiotów zamiast relaksować się po happy używkach w restauracji lub we własnym pokoju wybrało się na kajaki lub tubing. Parę białych twarzy się potopiło i rząd kazał pozamykać większość takich miejsc, zwłaszcza te nad rzeką. W samym mieście biznes nadal działa.
Czy lubicie naturę, czy piwo i seriale, czy też preferujecie inne sposoby na dobrą zabawę, Vang Vieng ma to wszystko ;)
0 comments:
Post a Comment