Saturday, September 14, 2013

Co warto zjeść w Laosie?

O gustach się nie dyskutuje, więc to co napiszę będzie moją subiektywną opinią. Naturalnie zachęcam do indywidualnego eksperymentowania z jedzeniem zawsze podczas podróży, bo jedzenie to część przygody :)

O tym co dziwnego można zjeść w Laosie pisałam tutaj. Więc dziś będzie o jedzeniu dla szerszej grupy smakoszy :), czyli o tym  co dobrego można tu zjeść (oczywiście wg. mnie).

W Laosie naturalnie dominuje ryż, specjalnością Laosu jest tzw. sticky rice, za którym przepadam (po laotańsku khao niaw). Je się go rękami ugniatając niewielkie kuleczki, które maczamy w paście z chilli.


Najpopularniejszą potrawą jest, a właściwie są 2 zupy. Obie zupy mają takie same składniki i różnią się tylko makaronem. Pierwsza (moja ulubiona) to foe - charakteryzuje się bardzo długim i cienkim makaronem, druga to khao piak z grubszym makaronem. Obie zawsze sami doprawiamy dowolną ilością chilli, maggi i sosu z kałamarnicy. Obie zupy (noodle soup) są najczęściej podawane z różnymi ziołami, min. kolendrą. Osobiście nie znoszę kolendry (uwaga - smakuje ona tutaj zupełnie inaczej niż w Polsce!), więc zawszę proszę, żeby mi jej nie dodawano. Zupy te można kupić na ulicy za 10 tyś kipów (4 zł).
Khao piak

Laotańczycy jedzą wiele potraw przygotowanych na szybko w woku. Smażą ryż lub makaron z warzywami i wybranym przez nas mięsem lub owocami morza - polecam!



Bardzo często jedzoną potrawą w Laosie jest również "laap". Laap to potrawa składająca się ze zmielonego mięsa (lub ryby) i ziół. Rodzaj mięsa wybieramy sami. Ja niestety tej potrawy nie jadam przede wszystkim ze względu na ogromną ilość kolendry. Zresztą jakoś za mielonym mięsem też nie przepadam..


Zarówno w restauracjach jak i na targach można kupić grillowane mięso lub ryby. Są też owoce morza (grillowane lub suszone) i sajgonki.




A tu mamy obiad prosto z targu - tzn. kupiony na targu, a zjedzony w domu :)
(wszystko cieplutkie i pachnące)

Moją potrawą numer jest ryba na parze (tilapia) z ostrym sosem z chilli i limonki. W menu znajdziecie ją jako steam lemon fish (nigdy nie piszą steamed :)), albo możecie po laotańsku pytać o "panin mak nao" - palce lizać, pod warunkiem, że lubicie ostre jedzenie. Zresztą większość potraw laotańskich bardzo ostra :)


A to potrawa, której nazwy nie pamiętam. Pamiętam za to, że jest bardzo smaczna :)

Sami smażymy sobie mięsko, a wokół gotują się warzywa i makaron
Taka potrawa DIY (do it yourself) ;)

Tu mamy ciekawy zestaw - mała zupka, rybka, warzywa i sticky rice z mango :)

Nie można pominąć tutejszych owoców, których wielu nadal nie umiem nazwać. Owoce czasem wyglądają dziwnie, ale zawsze smakują znakomicie. Wszędzie można zamówić pyszny sok lub shake ze świeżych owoców - wybór jest naprawdę imponujący.

Shake arbuzowy 

Sok z limonki - bardzo orzeźwiający
Obok soku placek ze sticky rice - mniam! 

Pisząc o napojach nie mogę zapomnieć o mojej ulubionej herbacie, tzw. ice lemon tea, lub po laotańsku saa mak nao. Zapewniam, że nie jest to zwykła herbata z limonką. Nie wiem co do niej dodają (jak to odkryję to napiszę osobny post z przepisem), ale smakuje nieziemsko! 


Z napojów niealkoholowych mamy doskonała kawę, o której już wiele razy pisałam. Jeśli ktoś ma ochotę na procenty to musi się napić BeerLao, które jest narodową dumą. Jest też laotańska whiskey tzw. lao lao, ale tę polecam zdesperowanym. Podobno po większej ilości kac jest ogromny. Cieszy się jednak powodzeniem ze względu na śmiesznie niską cenę - ok 8 tyś kipów za butelkę 0,7 l.

Na koniec laotański deser na targu - kokosowe kulki z nadzieniem :)

To co nie jest chyba tak źle z tym laotańskim jedzeniem, nie? :) A Wy, na które z powyższych dań mielibyście ochotę?

0 comments:

Post a Comment